Media społecznościowe sprawiają, że wierzysz, że świat co tydzień płonie. Ale gdy wyjdziesz offline, zdajesz sobie sprawę, że większość ludzi nawet nie jest świadoma, że ogień istnieje. Żyję życiem, w którym 95% osób, z którymi się kontaktuję, nie ma pojęcia, że mam obecność w mediach społecznościowych, nie mówiąc już o kilkuset tysiącach obserwujących. Większość po prostu wie, że „jestem na rynkach” i na tym kończy się rozmowa, poza kilkoma wskazówkami DCA. I szczerze mówiąc, to odświeżające. Bo kiedy jesteś otoczony ludźmi, którzy nie są przyklejeni do X, zauważasz coś: 80% z nich po prostu żyje życiem, całkowicie nieprzejmując się 98% dramatu online. Nie panikują z powodu „nagłówka tygodnia”. Nie przewijają w dół bez końca. Nie są wściekli z powodu każdego nowego cyklu oburzenia. Co jakiś czas ktoś może swobodnie powiedzieć: „Widziałeś to?”, ale nie ma paniki. Nie ma histerii „końca świata”. Tylko szybkie wspomnienie… a potem życie toczy się dalej. Tymczasem w mediach społecznościowych? To niekończący się chaos. Każdy dzień ma nowego złoczyńcę. Każdy tydzień ma nową apokalipsę. Ale oto prawda: 98% z tego nie jest prawdziwe. Nie dotyka życia większości ludzi. Tak naprawdę nie ma znaczenia. Offline ludzie pracują, wychowują dzieci, gotują obiad, planują weekendy. Są zajęci prawdziwym życiem, a nie dramatem algorytmu. I może to jest przypomnienie, którego wszyscy potrzebujemy. Najgłośniejsze rzeczy w internecie są zazwyczaj najmniej ważne w prawdziwym życiu. Wyjdź poza cykl oburzenia, a zobaczysz, że życie jest znacznie spokojniejsze, niż chce ci w to wmówić internet.
20,17K