Zgadzam się z tym. Samodzielne publikowanie to przyszłość. Problem polega na tym, jak oddzielić ziarno od plew? Jedyną "funkcją", którą tradycyjne wydawnictwa oferowały, a której samodzielne publikowanie nie ma, jest kontrola jakości dla konsumentów. Jako autor publikujący samodzielnie mogę zrobić wszystko, aby wydać produkt wysokiej jakości, ale będę szczery – kiedy wydałem swoją pierwszą książkę, nie zdawałem sobie sprawy, jak niedopracowana była, ponieważ w samodzielnym publikowaniu nie ma żadnych zabezpieczeń – można dosłownie przesłać plik i wydać książkę. Na szczęście miałem dobrych i uczciwych wczesnych czytelników w mojej rodzinie, którzy zmusili mnie do dokładniejszej edycji, ale co jeśli bym ich nie miał? Wielu konsumentów sięgnie po te "surowe wersje" opublikowane książek i załamie ręce. Poprzeczka dla nowych pisarzy z jakością, dobrze edytowaną historią będzie znacznie wyższa, ponieważ czytelnicy, którzy się zawiedli, po prostu trzymają się tego, co znają. To nie wystarczy, aby utrzymać tradycyjny model w aktualności, ale jaka jest odpowiedź samodzielnego publikowania na tę funkcję?
Devon Eriksen
Devon Eriksen13 lip, 06:28
Nie będzie nowego pokolenia "indie" wydawców i "based" małych wydawnictw. To jest próbowane. To się nie uda. Może szybko, bardziej prawdopodobnie powoli, z kilkoma znaczącymi sukcesami, które na chwilę odsuną nieuchronne. Ale to się nie uda. Autorzy albo nauczą się publikować samodzielnie i odnosić sukcesy, albo handel książkami umrze. Oto dlaczego. Wszystkie anty-białe rzeczy (eufemistycznie nazywane "woke") nie zabiły wydawnictw. Po prostu wkradły się, ponieważ tradycyjne wydawnictwa już umierały. Co się stało, to to, że gdy przychody spadły na tyle nisko, że stanowiska na poziomie podstawowym w tych wydawnictwach nie mogły już wystarczająco płacić, aby można było na tym żyć w NYC, zostały całkowicie przejęte przez dzieciaków z funduszy powierniczych z Yankee. Dzieciaki z funduszy powierniczych z Yankee nie potrzebowały pieniędzy. Chciały tylko prestiżu, który mogły zdobyć, publikując lewicowe agitprop. Nigdy nie zdobyłyby kontroli, gdyby tradycyjne wydawnictwa nie były już chore i umierające. To jest powód, dla którego nowe "based" wydawnictwa się nie uda. Ich marka to "nie woke", ale "woke" nie jest prawdziwym problemem. Prawdziwym problemem jest to, że model biznesowy tradycyjnych wydawnictw jest przestarzały, zarówno ekonomicznie, jak i technologicznie. Nie zapewnia już, w zamian za swoją lion's share, żadnej usługi dla autorów, której nie mogliby uzyskać lepiej i taniej gdzie indziej. Nie potrzebuję ich, aby finansowali moje offsetowe wydania, ponieważ Amazon i Ingram dadzą mi druk na żądanie, aż stanę się wystarczająco znany, aby sfinansować swoje własne. Nie potrzebuję ich, aby dali mi zaliczkę, ponieważ zaliczki są reliktem XX wieku, a teraz istnieją tylko jako ukryte łapówki dla polityków, za książki pisane przez ghostwriterów, które będą zbierały kurz w magazynach. A zatem każdy, kto potrzebuje zaliczki, aby móc pisać, jest kimś, kogo nie stać na pisanie. Nie potrzebuję ich, aby zapewnili mi redaktora, ponieważ mogę go zatrudnić. Kto pracuje dla mnie, a nie dla wydawnictwa. Nie potrzebuję ich, aby zapewnili mi projektanta okładek, ponieważ mogę go zatrudnić i mieć całkowitą kontrolę twórczą, której autorzy z A-listy tradycyjnych wydawnictw mogliby zazdrościć. Nie potrzebuję ich, aby wprowadzać moje książki do księgarni, ponieważ księgarnie nie stanowią znaczącej części chleba nowoczesnego autora. Zarabiamy na ebookach i druku na żądanie Amazon. Poza tym, już jestem w niektórych księgarniach. Nie potrzebuję ich, aby finansowali moje edycje specjalne ani audiobooki, ponieważ mam Kickstarter. Nie potrzebuję ich do marketingu, ponieważ wydają pieniądze na marketing tylko dla swoich A-listerów, a ja i tak musiałbym robić to, co już robię... rozgłaszać wieści w mediach społecznościowych. Kończę już rzeczy do wymienienia. Zabójczy argument jest taki, że jeśli powiem to na konwencji, redaktorzy tradycyjnych wydawnictw nie mają gotowej odpowiedzi. Zamiast tego mają tylko furię. Ludzie z małych wydawnictw są grzeczniejsi i mniej roszczeniowi, z większą dojrzałością i kontrolą emocjonalną, ale nie mają więcej odpowiedzi. Są wciąż liczne usługi pomocnicze, z których autorzy mogliby skorzystać i mogliby być skłonni za nie zapłacić. Ale nie znam nikogo, dosłownie nikogo, kto oferuje wszystkie rzeczy, których autorzy potrzebują, i nic, czego nie potrzebują, jako część nieeksploatacyjnie wycenionego pakietu wydawniczego. Nikt, dosłownie nikt, nie wymyślił nowego modelu biznesowego dla wydawnictw, który byłby naprawdę dobry dla autorów w erze mediów społecznościowych i Amazonu. Tradycyjne wydawnictwa przetrwają jedynie dzięki autorom, którzy są zbyt naiwni, aby to wiedzieć, zbyt zgodni, aby to odrzucić, lub zbyt bogaci i związani umowami, aby zmienić. To nie jest zwycięski model biznesowy. Przypomina mi to zdanie Douglasa Adamsa: Jedynym eksportem NowWhat jest skóra NowWhattian boghoga, której nikt w swoim zdrowym rozsądku nie chciałby kupić, ponieważ jest cienka i bardzo nieszczelna, a handel eksportowy przetrwa tylko dzięki znaczącej liczbie ludzi w Galaktyce, którzy nie są w swoim zdrowym rozsądku.
48,38K