Zarządzanie walidatorami musi być częścią tokenomiki warstwy 1 Podczas gdy dojrzałe sieci, takie jak @ethereum czy @solana, mogą wymagać innej dyskusji, rzeczywistość jest zupełnie inna dla nowo uruchomionych łańcuchów warstwy 1. Na wczesnych etapach te sieci często angażują się w quasi-transakcyjny proces dystrybucji ogromnych delegacji do walidatorów jako formy "wynagrodzenia", wyznaczając linię startową dla uczestnictwa w sieci. Chociaż nie analizowałem szczegółowo zestawu walidatorów każdej nowej sieci, ogólny trend jest jasny. Zostanie jednym z 10 najlepszych walidatorów często gwarantuje roczne nagrody w tokenach przekraczające 100 000 dolarów. W przypadku łańcuchów o nawet umiarkowanej rozpoznawalności, kwota ta wzrasta do 300 000–500 000 dolarów, a przypadki przekraczające 1 milion dolarów rocznie nie są rzadkością. Jednak problem nie polega tylko na tym, że walidatorzy zarabiają dużo. Moje stanowisko zawsze brzmiało: "Dopóki walidatorzy wnoszą wartość równą lub większą niż to, co otrzymują, system działa prawidłowo." Prawdziwym problemem jest to, że brakuje nam środków do weryfikacji tych wkładów. Jeśli inflacja tokenów obciąża posiadaczy, podczas gdy namacalne wpływy walidatorów pozostają nieprzejrzyste, czy to nie jest wada projektu? Metryki ilościowe, takie jak nagrody w tokenach, są przejrzyście rejestrowane na łańcuchu. Ale rzeczywiste wkłady walidatorów — wsparcie społeczności, poprawki SDK, udział w zarządzaniu czy organizowanie lokalnych wydarzeń — nie są łatwe do uchwycenia za pomocą danych on-chain. W rezultacie większość sieci oferuje niemal zerową widoczność w kluczowe pytanie: "Jakie pozytywne wpływy ma ten walidator na ekosystem?" Uważam, że fundacje i zespoły rdzeniowe muszą ustanowić minimalne standardy wkładów. Era oceny walidatorów wyłącznie na podstawie dostępności i wydajności dobiegła końca. Niezawodność techniczna to tylko punkt wyjścia. Sieci powinny holistycznie oceniać walidatorów na podstawie budowania społeczności, wzrostu ekosystemu deweloperów i ich roli w dyskursie zarządzającym. W istocie każdy walidator powinien mieć publiczny "panel KPI". Przejrzystość nie jest opcjonalna — to obowiązek. Fundacje muszą publikować ustandaryzowane, okresowe (np. kwartalne lub półroczne) raporty dotyczące wkładów walidatorów. Idealnie, te raporty powinny umożliwiać porównanie danych on-chain (np. nagrody, dostępność) i wkładów off-chain (np. liczba PR-ów deweloperów, organizowane wydarzenia, zaangażowanie społeczności). Taki poziom ujawnienia umożliwiłby posiadaczom tokenów i społeczności odpowiedzenie na kluczowe pytanie: "Dlaczego ten walidator otrzymuje tak dużo?" Ponadto, może nadszedł czas, aby rozważyć dynamiczne dostosowanie nagród. Walidatorzy, którzy spadną poniżej określonego progu wkładu, mogą zostać ukarani zmniejszeniem — a nawet odebraniem — nagród. Z drugiej strony, wybitni wkładnicy powinni być motywowani dodatkowymi nagrodami. Tak jak zdrowe firmy mierzą ROI, zdrowy protokół powinien oceniać swoje "inflacyjne ROI". Posiadacze tokenów i społeczność zasługują na to, aby wiedzieć: Jakie usługi świadczą walidatorzy, aby uzasadnić setki tysięcy rocznych nagród? Jeśli ta asymetria informacji będzie się utrzymywać, ostatecznie podważy zaufanie do tokena — i stłumi jego wartość. Jeśli ekosystem kryptowalut chce promować decentralizację i przejrzystość, musi zacząć od dokładnego zbadania działań swoich największych beneficjentów inflacji. Na koniec dnia inflacja to koszt ponoszony przez sieć. Jeśli nie możemy jasno określić, kto ją otrzymuje, dlaczego i ile — to tokenomika staje się pustą arytmetyką. Szczególnie gdy walidatorzy znajdują się na szczycie struktury kosztów, mierzenie i ujawnianie ich użyteczności nie jest tylko dobrą praktyką — to strategia egzystencjalna. A za każdym razem, gdy słyszę, że walidator w danym łańcuchu zarabia ponad milion dolarów rocznie, zadaję sobie pytanie, szczerze: "Jaką usługę lub wartość dostarczają, aby uzasadnić takie wynagrodzenie?" Uważam, że ta ciekawość to początek drogi ku bardziej przejrzystemu i odpornemu ekosystemowi.
5,61K