Dorastałem tuż obok Cambridge, żyjąc i oddychając akademią, szczególnie akademią naukową, i pamiętam, jak w szkole średniej siedziałem w autobusie blisko Harvardu/MIT z moim przyjacielem, rozmawiając o tym, jak wszyscy indyjscy ciotkowie i wujkowie chcieli mnie pchnąć w stronę nauki, ale ja nie chciałem w to iść, itd. Ta kobieta odwróciła się i powiedziała mi, żebym nigdy nie wchodził w naukę -- miała około 30 lat, doktorat z biologii, ale nie zarabiała nic i żałowała, że nie zrobiła czegoś innego. Moim zdaniem, to nie tylko administracyjna ekspansja, chociaż to też; chodzi o to, że żadna branża nie przyciągnie porządnych ludzi przy katastrofalnych płacach, braku bezpieczeństwa zatrudnienia i braku elastyczności geograficznej (oraz dużej ideologicznej sztywności, która sprawia, że normalni ludzie czują się, jakby stąpali po skorupkach jajek), zwłaszcza nie wszystko naraz.
Jason Locasale, PhD
Jason Locasale, PhD27 lip, 21:21
Dominująca narracja—że naukowcy opuszczają akademię z powodu cięć w finansowaniu—odwraca rzeczywistą przyczynowość. W rzeczywistości wiele uniwersytetów zdecydowało się przekierować fundusze badawcze na rozwój administracji i programy ideologiczne znacznie przed jakimikolwiek redukcjami budżetowymi. Gdy laboratoria zmagały się z ograniczeniami zasobów, biura zajmujące się komunikacją, brandingiem i inicjatywami opartymi na tożsamości proliferowały. Nie były to niezamierzone skutki uboczne, lecz świadome przekierowania instytucjonalnych priorytetów. Erozja zdolności naukowej nie jest wynikiem zewnętrznego niedoboru, lecz wewnętrznych decyzji o faworyzowaniu biurokracji kosztem badań. Naukowcy nie odchodzą, ponieważ nie ma pieniędzy—odchodzą, ponieważ instytucje już nie stawiają nauki na pierwszym miejscu.
15,69K